Drugi dzień w Kijowie powitał nas deszczem:( Niestety.Noc też była ciężka, w hostelu panowie urządzili sobie imprezę do rana.Oj się działo.
Ja od zawsze przezorny postanowiłam dziś sprawdzić trasę na lotnisko.Nie będę ukrywał, że myślałem że mnie szlak trafi.Było trzeba się uczyć języków to by nie było problemów. Pokonanie stacji metra to nie lada wyzwanie dla kogoś kto nie zna liter rosyjskich.Miałem nerwa.Pocieszający jest fakt, że młodzi ludzie znają angielski. W bulach dotarłem na dworzec kolejowy.Poszukiwania autobusu nr 322 na lotnisko zajeło mi chyba godzinę. Oczywiście wszyscy twierdzili, że takiej linii nie ma i trzeba jechać taxi lub prywatnym busem. Jednak "blondynką' nie jestem i w końcu dowiedzieliśmy się, że dworzec ma dwie części. Autobus odjeżdza od nowej części.Hurra, udało się. Jutro już będzie z górki. Póżniej już poszło z górki. Uśmiech na twarzy spowodowało u mnie zakup biletu,a w zasadzie plastikowego żetonu na metro...
Na co zawsze zwracam wielką uwagę jest jedzenie:) to niestety widać! Jedzenie mają pyszne. Nie był bym sobą jak bym nie skorzystał z dokładki. Barszcz czerwony-niebo w gębie, pyzy z jajkiem w środku z sosem kapuścianym ...była druga porcja i kisiel jaki pamiętam z przedszkola! Boskiii!!!! Skończyło się na pączku z budyniem i czekoladą...
W nocy centrum Kijowa pięknie oświetlony dekoracjami świątecznymi. Warszawa się chowa. Zleciały te dwa dni. Jutro w drogę do celu tej podróży. Przystanek w Dubaju. Szkoda tylko, że taki krótki!!!