Na tym odcinku samolot tylko w połowie zapełniony, więc jest większa możliwość zajęcia dwóch miejsc i się wyspania. Samego startu nie pamiętam bo po zapięciu pasów zasnąłem. Obudził mnie rozwrzeszczany pijany polaczek domagający się drinka. Na całe szczęście podczas całego lotu nie serwują alkoholu. Chyba zawsze Polak będzie się kojarzył tylko z alkoholem. Masakra! Przylot na Okęcie z godzinnym opóżniniem i tu wita nas -16 stopni. Całe szczęście z samolotu wychodzimy przez rękaw, bo my ubrani jeszcze " na letniaka". Nie lubię tego uczucia powrotu. Becia mówi, że to tylko koniec pewnego etapu, ale i tak nie lubię wracać. Tradycyjnie na plecaki czekaliśmy prawie godzinę, w końcu wylądował tylko nasz samolot. W Mandalay, Bangkoku zawsze bagaże były już przed nami, w Warszawie zawsze jest tak samo. Witamy w Polsce.
Ostatnim postem będą poniesione koszty, mam nadzieję że przydadzą się aktualne ceny w Birmie.