W stolicy Serbi jestem drugi raz. Tym razem przymusowo, mamy ponad połowę dnia na kolejny samolot. Lotnisko senne i puste, kompletnie nie przypomina Europejskiej stolicy. Do centrum jedziemy zwykłym autobusem. Gołym okiem widać, że jesteśmy w biedniejszym kraju. Trochę cofnęliśmy się w czasie. Jedziemy przez obskurne blokowiska. Tu królują DRESSY:) Masakra, sam szyk i elegancja. Autobus trasę końcową ma przy małym targowisku, lubię takie miejsca. Mamy cały dzień i spacerkiem idziemy w kierunku głównej ulicy i dalej do cerkwi. W zeszłym roku widziałem ją całą we mgle, tym razem w pięknym słońcu. Z zewnątrz wygląda ładnie, w środku może będzie za 100 lat. Ogólnie jestem wielkim przeciwnikiem tego typu budowli. Ale co kraj ma swoje szkaradztwo.
Ogólnie miasto nie powala na kolana. Może swoim spokojem i pustymi ulicami. W Warszawie to chyba nigdy nie zobaczymy takiego widoku. Dzisiejszy dzień się płuży, takie chodzenie na siłę.
Wieczorem wracamy na lotnisko. Jak było pusto tak jest teraz. Odprawa trwa sekundę i kolejny lot przed nami.