Uśmech dziecka... bezcenny:)!

Dzisiejszy dzień to jezioro Tonle Sap, mieliśmy zacząć od świątyń, ale wstanie o5 nie wchodziło w grę. Trzeba w końcu się wyspać. Śniadanie i w drogę:) Mamy wynajętego tuk tuka na dzisiejszy dzień za 5 $ za osobę. Ten sam kierowca, który przywoził nas do hostelu z granic miasta. Droga na jezioro to istny sajgon. Hałas, gwar, kurz…istne szaleństwo:) Lubię takie klimaty, w jakimś stopniu za to pokochałem Azję. Dopiero poza Siemp reap widać biedę i jak naprawdę żyją ludzie. Prawdziwi nie zniszczeni przez komercje i dolary. Chciałem wynająć małą łódkę nad jeziorem, ale podobno się nie da? Nie wierzę w to, ale nie było innego wyjścia jak tylko zapłacić haracz dla mafii! Piękny bilet na łódz kosztuje 20 $, przy 3 osobach. Zaznaczałem , że ma być mała i tylko dla nas. Nie ma mowy o jakiejś wycieczce grupowej z turystami. Jak chciałem tak tez było. Nie uznaje kompromisów i pewnie tego nigdy nie zmienię.
Jezioro mnie zachwyciło! Najbardziej dzieciaki!!!!!!! One zawsze będą szczere! Domy na palach i normalne życie mieszkańców jezioro robi wrażenie. Dzieci ciężko pracują od małego, trochę to przeraża, jak brzdąc wykonuje prace fizyczną dorosłego człowieka. Przy tym jest wesoły i uśmiechnięty. Nie można tego powiedzieć o rozwydrzonych latoroślach w Europie! Myślałem, że będzie „mister łan dolers” ale nikt nie chciał pieniędzy. Odwiedziliśmy dwie szkoły, ale nie te pod turystów gdzie worek ryżu kosztuje 40 $, tylko jedną małą, drugą już większą. Dzieci przywitały się pytały z jakiego kraju jesteśmy na koniec machały i czarowały swoimi uśmiechami. To „ moja chwila”. To coś za co kocham podróżę!!! Więcej na zdjęciach, po powrocie. W pamięci pozostanie jedna dziewczynka!!!! Najpierw podniosła nos do góry, uśmiech, a na koniec pokazała faka, no i uśmiech:) Dodam, że miała może trzy lata:) Nie będę zanudzać, zdjęcia pokażą wszystko, chyba?
Kolejny przystanek to farma krokodyli. Nie lubię takich miejsc, ale nigdy nie widziałem na żywo krokodyla więc dałem się skusić. Wstęp 3 $, farmę prowadzi rodzina, żona z niemowlakiem wydają bilety i zbierają kasę, syn na oko 10 lat nas oprowadza. Farma wielka, nie pamiętam już ile zbiorników, ale trochę ich było. Od malutkich po wielkie dorosłe bydlaki. Pracownik wyciągał złowione z worka i wrzucał do zbiornika. Młode na oko metr rzucały się i najwidoczniej wiedziały jaki czeka ich los. Wielkoludy zasługiwały na respekt, szczególnie jak staliśmy na mostku, a one pod nami otwierały paszcze wystawiając swoje żółte zębiska. Kolejne miejsce to oprawianie zwierzątek:( Wysmarowane solą już wypatroszone, czekały na suszenie. Na koniec sklepik!!!!W nim pięknie wypchane krokodyle, od małego po duże. Na szklanych półkach, prezentowały się różnokolorowe torebki, portfele, paski, buty. Tragedia!!!! To jednak zasługa nas ludzi! Skoro jest popyt, jest i sprzedaż. Pozostawię to bez komentarza.
W Siemp Reap zajechaliśmy na targ:) Ten normalny, dla lokersów, bez turysty. To również moje ulubione miejsca. W każdym kraju takie targi odwiedzam i zawsze zazdroszczę. Kobiety na początku trochę nieufne , jednak po posłaniu uśmiechu, odwzajemniają się tym samym:) Dzieci to już cud miód. Piękne, czasami nieśmiałe, zawstydzone, do uśmiechniętych od ucha. Udowodnię na zdjęciach:) Tu postanowiłem spróbować , pięknego brązowego robaczka. Tak na dobry początek, może przyjdzie czas na inne przysmaki:) Robal nie był taki zły. Przypominał chipsy, słony, pikantny, a po rozgryzieniu mięciutki w środku:)
Wieczór to już spacer po Siemp Reap, części dla turysty jak i tej trochę z dala. Jutro wielki dzień!!!Wyjazd o 5 rano na wschód słońca do Ankor Wat. Moje wielkie marzenie. Ciekawe…

Zdjęcia (232)

Komentarze (1)