Pobudka o 6, szybkie pakowanie i przyszedł czas na wyjazd z Kambodży. Jednak dzień nie zapowiadał przygód, a jednak. Miało być szybkie śniadanie, ale nie było. W Siemp reap ludzie mają tępo...a w zasadzie go nie posiadają. Na jajecznicę z suchą bagietką i kawą przyszło czekać 40 minut. Byłem już tak zirytowany , że nie wytrzymałem. Masakra! Mieli nas odebrać z hostelu o 7 i o 8 miał być wyjazd z miasta do Bangkoku. Spóznienie tylko godzinę, zapakowali 12 osób i pojechaliśmy na bus station. Tam się okazało, że autobus już pojechał... zapominając lub nie o 12 osobach. Kierowca wykonał kilka telefonów i pojechaliśmy małym busem w stronę stolicy. Po drodze przystanek na ... nie wiem na co. Chyba żeby nie przyjechać do Bangkoku za wcześnie. W końcu granica i tam kolejna niespodzianka. Przejście po stronie Kambodży poszło szybko, po stronie Tajlandii jedyne 2 godziny. Ludzi przybywało z minuty na minutę, a celników ubywało. Obsługiwało aż dwóch, reszta miała przerwa. MASAKRA!!!!Potworny gorąc, smród i coraz więcej osób. Był taki moment , że nie mieli już gdzie wchodzić do środka i stali na schodach. Celników przybywało i ubywało, a kolejka ciągle była taka sama.
Nie będę ukrywał, że opuszczam Królestwo Kambodży z uśmiechem na twarzy. Dawno nie chciałem tak szybko wyjechać z żadnego kraju. Komercja, drożyzna, korupcja zabiła dla mnie ten kraj. Świątynie piękne, ale niestety nie tego się spodziewałem.
W końcu jesteśmy ponownie w Tajlandii. Tu jednak nie koniec niespodzianek, naganiacze zaraz nas zgarnęli po naklejkach jakie każdy z nas otrzymał i zaprowadzili do busa. Zapomnieli chyba jednak , że każde z tych 12 osób posiada duży i mały plecak. Miejsc w busie było tylko 13. Zaczeło się upychanie gdzie się tylko da. Pozostawię to bez komentarza:)
Droga minęła ... miał być ekspres bus, jednak nie wiem co on miał wspólnego z tym słowem. Od granicy do Bangkoku zatrzymywaliśmy się trzy razy, na tankowanie. Czego nie wiem. Do celu czyli do Ko San dojechaliśmy o godzinie 18 więc podróż zajęła bagatela 11 godzin. Droga pociągiem , tuk tukiem i taxi 8 godzin. Żałowałem, że nie wybrałem również w drogę powrotnej opcji z pociągiem.
W Bangkoku ponownie udaliśmy się do hostelu My Guest House i za 350 bht, otrzymaliśmy pokój z łazienka i fanem. Nie wiem jak to jest, że tu zawsze są wolne pokoje. Luksusów tu nie ma, ale jest tanio i ok.
Jedząc makaron na Ko San poczułem jak mnie coś łaskocze po nodze. Myślałem ,że to kot który siedział przy straganie ale się pomyliłem... był to wielki karaluch!!!! Ohyda, nienawidzę ich!!!! Ciary mnie przeszły i już nie miałem ochoty na jedzenie niczego więcej. Kotek szybko zaragował i złapał drania w pysk. Smacznego kotku:) To jednak nie koniec. Brzydzę się i nie cierpię dwóch stworzeń. Karaluchów i szczurów. Przebierając w szmatach również na Ko San obok mojej nóżki spoojnie spacerował sobie szczurek. Taki wypasiony i wykarmiony :) Same atrakcje dzisiejszego dnia:)