Pobudka o 6, i tym razem miałem problemy żeby otworzyć oczy. Wczoraj nas postraszyli , że dojazd na lotnisko może zająć 2 godziny więc lepiej jechać wcześniej. Dużo ulic w centrum jest pozamykanych z powodu demonstracji i do końca nie wiadomo jaki będzie czas podróży. Poszukiwanie taxi trwało chwilę, każdy chciał 500 bht, a ja dawałem 250. Oczywiście się udało i po 1,20 byliśmy już na lotnisku. Trochę wcześniej ,ale lepiej wcześniej niż później. Lotnisko duże i łatwe w poruszaniu się. Przed wejściem stoją automaty do odprawy. Wystarczy zeskanować wydruk z maila, zaakceptować i otrzymuje się kartę pokładową. W razie problemów są kobiety które pomogę. Bagaże nadaje się obojętnie w którym okienku, wszystkie są segregowane dopiero po nadaniu. Strefa wolnocłowa duża i można zrobić zakupy. Woda mineralna kosztuje 20 bht , czyli nie zdzierają jak w Europie. Air Asia zaczyna wpuszczać 20 minut przed odlotem. Samolot prawie cały jest pełny. Lot mija bardzo szybko, widać coraz więcej złotych pagod. Międzynarodowe Lotnisko w Mandalay , jest w szczerym polu:) Tylko nasz samolot i jedna wilka cisza. Jesteśmy w Birmie!!!!! Moje ostatnie podróżnicze marzenie, zaczyna się realizować. Wysiadamy, a na płycie czekają już autobusy z poprzedniej epoki. Zaczyna się egzotyka Odprawa paszportowa to ekspresowa sprawa, wymiana pieniędzy za 1 $ płacą 980 kyatów. Odbiór plecaków, doleciały razem z nami:) Hura. Na ze3wnątrz czeka kilku naganiaczy i taxiarzy. Wsiadamy do darmowego autobusu Air Asia. Droga do miasta prowadzi przez prawdziwe odludzie. Droga pewnie zbudowana specjalnie do lotniska bo nawet nowoczesna i nie pasuje do otaczającego go krajobrazu. Widać gołym okiem, że tu czas się zatrzymał. Samochody, krowy, motory wszystko razem zmierza w jedną stronę. W Mandalay dojeżdżamy do dworca autobusowego, tam już machają i wołają nowi przyjaciele oferujący swoją podwózkę do hoteli. Nocleg mamy zarezerwowany w AD1 Hotel, koszt dowozu 3000. Początkowa cena była 6000. Miasto jak na stolicę przystało jest chyba nowoczesne:) Hotel znajduję się trzy przecznicę od głównej ulicy. Rezerwowałem przez Agodę, koszt 88 zł, wszyscy rozpisywali się że jest problem z tanim spaniem. Tu pokoje były dostępne od ręki. Hotel znajduję się w środku targowiska, na skrzyżowaniu suszonych ryb i cebuli :) Droga to ubity piach, wokół rozchodzi się zapach ryb, warzyw i kurzu. W hotelu Panie kłaniają się w pas:) Jedna siedzi przed wejściem na krzesełku i otwiera tylko drzwi. Na recepcję zleciało się ich chyba 6, każda od czegoś innego. Biurokracja musi być i trzeba się zameldować, dokumenty pisane przez kalkę w kilku kopiach:) Jak już gotowe dwie kobiety podrzucają nasze plecaki i heja na 3 piętro. Tego jeszcze nie było, żeby mała kobita nosiła wielki 18 kg plecak 100 kg facetowi. Jak go odebrałem były trochę zdziwione. Z tego wynika, że jednak turyści ich nie rozpieszczają. Pokój średniej wielkości , wykafelkowany po sufit, z klimą i fanem. Luksus:) Łazienka z drewnianymi drzwiami na skobel, w środku jeszcze lepszy prysznic . W Birmie cena do jakości jednak nie ma się kompletnie. Najważniejsze że czysto , i nie ma różnych zwierzątek.
Ulica to prawdziwa uczta dla oka. Jest tu wszystko, najważniejsze nie ma turystów!!!! To prawdziwy skarb, ciekawe jak będzie dalej. Ludzie się uśmiechają, dzieciaki pozują do zdjęć i machają na do widzenia. Kocham taki klimat, właśnie tego szukam w podróżach! Plan na dzisiaj jest niewielki:) szukam dojazdu w kierunku Mandalay Hills i zbiega się gromadka pomocników. Wybieramy opcje rykszo motory. Dziadziuś zaoferował, że nas zawiezie za 3000, nawet nie próbowałem zbijać ceny bo więzienie dwóch ciężkich chłopa do łatwych nie należy. To kolejne nowe doświadczenie:) Zabytki zabytkami , ale największą atrakcją jest ulica. Widać biedę, ale zarazem uśmiech ludzi. Pieniądze nie zawsze dają szczęście. Ja jestem zachwycony do dranic możliwości. To moja chwila, tego uśmiechy i łez szczęścia nie da się opisać. Nie wiem co jest, ale ludzie sami od siebie machają, nie tylko dzieciaki, ale i kobiety i mężczyzni. Ulica to prawdziwy skarb, żadne foldery tego nie pokażą! Na miejscu przed zto chyba wiedzaniem idziemy na jedzenie. Turystów w tej „ restauracji „ raczej nie widzieli, zamawiamy cziken kary i dostajemy zastawiony stół. Jedzenie niezbyt dobre, niestety to prawda co pisali na blogach.
Na mapie zwiedzania miałem Kyauktawgyi Pagoda, Sandamani Pagoda, Atumashi Pagoda, Shwenandaw Kyaung. Najładniejsze to drewniany klasztor….. Robi wielkie wrażenie, swoimi drewnianymi rzeźbami buddy. Zaglądamy również na teren mnichów. Wiele budynków mieszkalnych, gospodarczych i spacerujących mnichów. Nie zwracali na nas uwagi, jak się zapytałem czy mogę zrobić zdjęcie zawsze pozwalali i na koniec dziękowali.
Drogę do centrum pokonaliśmy pieszo, i to co widzieliśmy nie jestem w stanie przekazać. Większość osób omija nową stolice kraju, a to duży błąd. Atrakcje ,jak atrakcje, ale ludzie i klimat jest jedyny. Nie wiem kto dla kogo jest większą atrakcja. My dla Nich, czy odwrotnie. Ludzie robią sobie zdjęcie, machają rozdają uśmiechy. Trafiliśmy na festyn przy jednym klasztorze, okurat dzieciaki i ich opiekunowie jedli obiad. Kobiety zapraszały nas do stołu na zupę, dzieciaki zrobiły miejsce. Fajnie, to właśnie daje możliwość podróżowania na własną rękę. Biuro podróży nie zapewni spontanicznych odruchów ludzkich. Robi się już ciemno, a musimy jeszcze ogarnąć dojazd do Bagan. Dworzec duży i nawet łatwo o informację. Pociąg do Bagan odjeżdża codziennie o 21, a na miejscu jest po 5. Bilet kosztuje: 4 $ ordynary, 7 $ first, upper 10 $. Decydujemy się na luksus:) Bilety można kupować tylko w dniu odjazdu pociągu, w specjalnej kasie. Na ulicach zapadła ciemność. Po drodze szukamy sklepu z jedzeniem i wodą, ale pojawia się problem ponieważ na ulicach Mandalay królują sklepy z komórkami. Biednie, ale smartfon musi być:) Rano chciałem ogarnąć transport do trzech stolic, ale znalazł się sam. Negocjacje były ostre i uczestniczyło w nich kilku kierowców. Cena wyjściowa za samochód od 9 do zachodu słońca to koszt 50 $. Dla mnie to rozbój w biały dzień, oferowane moje 25 $ nie przeszło. Pomyślałem nie ci będą inni. Jednak pojawił się chętny za 25 $:) Nie samochód tylko dwa motorki z kierowcami. Nie zastanawiałem się i jesteśmy umówieni. Przyznam się, że nigdy jeszcze nie zwiedzałem w ten sposób dlatego będzie to dodatkowa atrakcja. Kolejny dzień gdzie pokonaliśmy pieszo ponad 26 km, padam na pysk. Niestety oferowany wszędzie wi fi jest tak wolne , że nie mogę się połączyć ze światem. Dobranoc:)