Faktycznie noce bywają chłodne, prześcieradło i cienki kocyk to stosunkowo za mało. Nad ranem obudziły nas modły z pobliskiej świątyni. Pierwsze śniadanie w Birmie i faktycznie dupy nie urywa. Dla mnie najważniejsza jest kawa, a tu tylko napój kawo podobny 3w 1, śniadanie to: ryż z czymś niewiadomym, napój, tosty, omlet, masło i drzem. Wszyscy turyści to francuzi, głównie starsze kobiety, kilka młodych. Mieliśmy jeszcze trochę czasu do przyjazdu zamówionych motorków, i pochodziliśmy po światyni i okolicznych targowych uliczkach. Lubię takie miejsca:)
Nasi drajwerzy przyjechali wcześniej, jeden młody, który trochę mówił po angielsku, drugi starszy z czerwonym uśmiechem. Pierwsze w moim życiu wycieczka na motorach:) Super sprawa. Pierwszy przystanek to dworzec kolejowy i zakup biletu wieczornego do Bagan. Specjalne okienko po bilety za 10 $, kolejki oczywiście nie było. Tu poznaliśmy małżeństwo z Rosji z synem, którzy również kupowali bilet. Ulice Manadalay to prawdziwy chaos, dwa razy zrobiło mi się gorąco! Raz jak samochód otarł się o moją nogę, drugi jak wprost na nas jechał rozpędzony samochód i zatrzymał się prawie na nas. Na całe szczęście po ulicach stolicy nie będziemy jechać więc będzie chyba dobrze? Wyjezdzając z miasta mijamy przydrożne slamsy, jest tu wszystko, najwięcej śmieci. Masakrycznie to wygląda jak ludzie miaszkają w śmietniku, dzieciaki się w nim bawią,i wszędzie pełno psów. Wychudzonych, chorych, biedne, ciężko dla kogoś kto kocha i uwielbia psy i zwierzęta. Widać tu biedę, nie byłem jeszcze w Indiach ,ale właśnie tak kojarzą mi się ten kraj. Przy prowizorycznych domkach, czarne świnie, z psami ,dzieciakami, kobiety sprzedający w butelkach po wodzie olej napędowy. Kokosy, knajpy, woły, śmieci, wszystko razem. Pierwszy przystanek dzisiejszego dnia to Sagaing. Do miasta wjeżdża się prze wilki most, mijamy rzekę i łodzie do Bagan. Sagain słynie z wielkiej ilości pagod i jest głównym ośrodkiem buddyzmu w Birmie. Wchodzimy na szczyt wzgórza do dużej świątyni. Spora ilość schodów w górę i kilka mnichów modlących lub proszących o kasę po drodze. Na szczycie spora światynia ,raczej kiczowate posągi Buddy. Wszystko się świeci, miga kolorem, kicz nad kiczem. Z góry piękny widok na pobliskie tereny. Wyjeżdzając z miasta zatrzymujemy się na moście i widać ile tu złotych pagod.