Gruzińska Drogę Wojenna pokonujemy wynajętą taxą, nasz kierowca zadbał o wspaniałe czerwone winko!!! Ta trasę można pokonać również marszrutką, pewnie znacznie taniej, ale bez zatrzymywania się na trasie. Na dworcowym targu robimy śniadaniowe zakupy, kawa i w drogę. Zaczyna padać deszcz,a pogoda miałą być zupełnie inna:) Reklamacja, ale do kogo?:)) Do Annanuri przyjezdzamy kilka minut przez 10 i klasztor jest jeszcze zamknięty. Niestety pogoda nie pozwoliła nam zobaczyć zielonego koloru jeziora. Sam klasztor mnie nie powalił, bo nie przepadam za takimi miejscami. Kolejnym postojem była natura:) Owce, pasterze i to po co przyjechałem do tego kraju.Pasterze zlecieli się i pozowali niczym zawodowe modelki, każdy w ręku trzymał bimber:)
Widoki za szyby samochodu były imponujące. Kolejnym punktem był " pomnik" a w zasadzie odrapane coś. Widoki z tego przystanku piekne. Moje towarzyszki nie mogły się powstrzymać od setek zdjęć.W naszej 2 litrowej butelce zaczęło ubywać winka:) Kierowca nam dopisał, zatrzymywał się wszędzie gdzie chcieliśmy, a było tego trochę. Postanowiliśmy jechać do końca drogi czyli do granicy z Federacją Rosyjską. Na całe szczęście pogoda się poprawiła i wyszło słońce!!!!! Niebieskie niebo, zieleń i piękne widoki to było na co wyczekiwałem. To był mój pierwszy wyjazd który nie był kompletnie zaplanowany. Bez rezerwacji noclegów i szczegółowego planu. Przed wyjazdem ustaliliśmy co chcemy zobaczyć i tyle. Nasz kierowca zaproponował, że zorganizuje nam nocleg. W Kazbegu podjechaliśmy pod kwaterę i Agusia zaczęła negocjować cenę. Marina pokazała nam swoje komnaty, ale na początku nam nie odpowiadało i gospodyni oddała nam swoje pokoje. Za nocleg od osoby cena wynosi 20 lari, z wyżywieniem ( śniadanie i kolacje) 40 lari. Ostatecznie negocjacje schodzą do 35 lari od osoby i dostajemy dwa pokoje z widokiem na klasztor.