Po krótkiej odpoczynku i zastanawianiu się co robimy dalej, decyzja padła na Dolinę Truso. Dojazd tylko dzipem. Aga jak to Aga się targowała i z 100 lari, cena zeszła na 70lari. Kolejnego dnia okazało się, że właśnie taka cena jest ceną wyjściową u innych. Nasza Łada Niwa w swoim życiu widziała już wiele, kierowca już nie był taki miły jak nasz taxiarz. Im dalej od głównej drogi wym widoki były coraz ładniejsze:) Nasz kierowca chciał zrobić nas w h... bo umawialiśmy się na 3 godziny, a On że czeka 2 bo kolejna godzina to 20 lari. Oczywiście staneło na naszym, jak zawsze! Dolina ładna, cisza i zieleń bezcenna. Mijamy jedno gospodarstwo, Pani nam macha , psiak szczeka i tylko natura. Przejście do końca drogi w dolinie to spacer, byliśmy jedynymi ludzmi i to właśnie lubię najbardziej. Zejście z utartych szlaków. Widoków nie da się opisać , bo to trzeba zobaczyć. Wracając moje towarzyszki podróży postanowiły zrobić sesje na ple górek i wioski. Jak się pózniej okazało wioska okazała się tajną baza wojskową , Wojsk Gruzińskich. Panowie z karabinami podjechali i kazali skasować wszystkie zdjęcia. Zdjęcia zostały:) a Panowie upewnili się, że turyście wsiedli do swojego dzipa i odjechali:) Nasz kierowca podniesionym tonek kazał nam pokazać aparaty i upewnić się, że zdjęcia faktycznie zostały skasowane. Jednak natrafił nie na te osoby, bo nic mu nie mieliśmy zamiaru pokazywać. Dzień minął nam fajnie, ale to pył tylko początek naszej przygody z tym krajem. Dzisiejszą kolacje jemy w jednej z lokalnych knajp. Jak się okazało otwartych właśnie w tym dniu, i byliśmy jednymi z pierwszych:) Nie mogliśmy się zdecydować co wybrać i skończyło się na buszowaniu w garnkach gospodarzy. Wszędzie pisało że w miejscowości jest tylko jeden market Google, jak się okazało sklepów jest więcej. Turystów można policzyć na palcach, to uroki podróżowanie przed sezonem. Wieczór spędziliśmy popijając winko na werandzie z widokiem na góry i klasztor. Jutro pobudka o 6.