13 to moja ulubiona cyfra, urodziłem się 13 w piątek i nie jestem przesądny, ale tego 13 nie zapomnę NIGDY!!!!
Pobudka była dziś wczesna bo o 7 mieliśmy wyruszyć w góry. Pogoda jednak nam pokrzyżowała plany. Lało, a mgła była taka, że nie było widać gór. Jak nam mówiła nasz gospodyni tu tak jest często o poranku. Po 9 się przejaśniło i wyruszamy. Żeby nie tracić czas, pod klasztor podjeżdżamy Niva. Koszt od osoby 10 lari i po kilku minutach jesteśmy na górze. Nie wiem czy to taka pora roku, czy pogoda, ale turystów nie było. Z czasem pojawiło się kilka osób i było na aż 8 osób. Moje towarzyski podróży szczelały setki zdjęć, pozowały niczym przy sesji do Top Model:)))) Widoki imponujące! Cisza i góry. Nie jestem szczególnie zakochany w górach, ale widoki zapierały dech w klacie. Sam klasztor jak klasztor ... po południu był dla mnie zbawieniem i marzeniem.
Plan był na dziś taki , że idziemy do przełęczy i jak starczy sił w stronę lodowca. Moja kondycja nie była jakaś mega dobra, ale i nie ma co narzekać:) Szliśmy powoli podziwiając otaczającą nas naturę, raz w słońcu za chwilę w deszczu i tak na przemian. Im wyżej robiło się coraz chłodniej, pojawiał się śnieg, i opadały siły. Moim celem było dojście do przełęczy, zobaczyć co jest dalej i finisz. Dziewczyny chciały iść dalej. Pogoda zaczęła się psuć i było coraz ciemniej. W górach nie powinno się rozdzielać, ale... postanowiliśmy, że ja schodzę, a dziewczyny idą w górę. Wejście zajęło nam chyba 4 godziny, a zejście 45 min. Było to najgorsze i zarazem najdłuższe minuty w moim życiu. Zrobiło się ciemno, zaczął padać deszcz, grad, zaczęło grzmieć i się błyskać. Ja miałem coraz większego stracha i marzyłem żeby już byc w klasztorze, bo tam mieliśmy się spotkać. W pewnej chwili piorun walnął gdzieś niedaleko, a mój strach był ....
Moim celem był klasztor i jak się dało to biegłem, kilka razy wylądowałem w błocie i biegłem dalej ... w połowie drogi mgła zakryła mój cel.
Do klasztoru dobiegłem resztkami się, jak się okazało w środku było nawet sporo osób. Piecyki grzały i można było się trochę ogrzać. Na zewnątrz pogoda się nie zmieniała. co chwilę wychodziłem na zewnątrz i wypatrywałem dziewczyn. Różne myśli człowiekowi przychodzą w takich chwilach. Aga kilka razy dawała dzwonka, i byłem spokojniejszy. Grupa Gruzinów organizowała transport i na druga turę mogliśmy się zabrać.Aga napisał, że spotkamy się na dole i wtedy zobaczyłem że dziewuchy są już niedaleko. Samochód kilka razy się zakopał w błocie, a zjeżdzając w kilku miejscach były takie wyryw z błota , że nie było jak jechać. Nan całe szczęście wszystko się udało i zjechaliśmy do wioski. Ja już miałem atrakcji na dziś dosyć i poszedłem się przebrać. Tego dnia nie zapomnę...