Spacer pod lodowiec miał być łatwy i przyjemny:) Prawda była inna. Spływające potoki z góry uniemożliwiały dalszy spacer. Próbowaliśmy na różne sposoby,ale rzeka nas pokonała. Dziewczyny poszły w górę, szukać szczęścia, ja rozłożyłem się na kamieniu na cieszyłem oko pięknem. Towarzyszyły mi spacerujące krowy. Moja ulubiona młoda, brązowa nawet podeszła i dała się pogłaskać. Piękne miejsce!!!!
Dzisiejszy dzień, to samo piękno. W drodze powrotnej zabraliśmy stopowicza, Aga nie odpuściła i na wiosce załatwił 2 litry wina:) Jednak nie było już takie dobre jak w Tbilisi. W drodze powrotnej mogliśmy podziwiać zachód słońca nad górami.