Noc upłynęła na błyskawicach, burzy i ulewie. Tego się nie spodziewałem , ranek nie zapowiadał zmiany pogody:( I co tu robić, nie cierpię takiego stanu. Tym razem jednak nie zawiódł mnie mój portal z pogodą. OD 12 miało się przejaśnić, więc jedziemy do stolicy. Wsiadając do autobusu lało, wysiadając świeciło słonko. Hurra!!! Stare miasto Korfu jest przepiękne! Wąskie uliczki i piękną architekturą, sklepikami , knajpkami. Wszędzie mnóstwo ludzi. Typowy południowy klimat. Włóczymy się od uliczki do uliczki. Twierdze znajdujące się w mieście zostawiamy na inny dzień. Oj jak mi brakowało takiego błąkania się bez celu, słońca, błękitnego nieba. Kocham ten stan!!!
Spacerując wzdłuż morza promenadą dochodzimy do knajpki z wiatrakami, zrobiło się upalnie.Postanawiamy iść dalej do Kanoni, gdzie na cyplu znajduję się najbardziej znany kościółek na Korfu. Na mapie wydawało się to bliżej, a tu idziemy , idziemy i końca nie widać:) Mijamy pas lotniska i na końcu uliczki jest nasz cel. Natrafiliśmy jak lądował samolot, tuż nad naszymi głowami. Można wejść na murek i obserwować lądujące samoloty. Kościółek i z daleka i z bliska prezentuje się dobrze. Nie wiem jak w środku bo nigdy nie wchodzę do kościołów. Odpoczywamy po długim spacerze, nie wiadomo kiedy zrobiła się godzina 17. Postanawiamy drogę powrotną odbyć już autobusem nr 2 , następnie kolejnym do Ipsos. Wieczorem tak jak było w prognozie zaczęło lać:((((