Reszta dzisiejszego dnia to początek przygody z pustynią Maranjab. Wjazd na teren pustyni jest płatny. Widoki nie takie jak w Namibi czy Maroku, ale też ładne. Zupełnie inny kolor pustyni. Czasami tylko kamyki i uschnięte krzaki im dalej to pojawiał się piach. Jednak dla mnie największym wydarzeniem było spotkanie dzikich wielbłądów!!!! Na początku były bardzo na dystans, pózniej pozowały z nami do zdjęć. Były uśmiechnięte!!!! Dla mnie osobiście to mega przeżycie spotkać zwierzęta, które sobie spokojnie żyją. Nie są oswojone, a i tak ciekawe ludzi. Id głębiej tym widoki były ładniejsze, piach i w oddali piękne góry. Słone jezioro nadal produkujące sól. Co chwilę miały nas ciężarówki z sola. Jezioro dupy nie urwało. Na zdjęciach wygląda o wiele lepiej:) Nie wiadomo kiedy, ale za chwile będzie zachodziło słońce. Docieramy do karawanserai. Nasz drajwer prowadzi nas do naszej celi. No może w celi jest okno tu tylko drzwi. Na podłodze dywany i koce. Więc dziś śpimy tak jak przystało na pustynne warunki:) Prowizoryczny prysznic i kolacja. Trzeba przyznać, że nasz kierowca - kawaler świetnie gotował i posiłek był wyśmienity. Owinięci w koce leżeliśmy podziwiając gwiazdy. Noc była zimna.